Forum Uniwersum Marvela
Forum o komiksach Marvela
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

FAn-Fiction

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Uniwersum Marvela Strona Główna -> Off-Topic
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
masterQ
Naczelny komiksofan



Dołączył: 29 Sie 2005
Posty: 438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Łódz

PostWysłany: Pon 14:44, 29 Sie 2005    Temat postu: FAn-Fiction

Piszecie?więc opublikujcie. Nie ważne czy to o super-hiper-herosach:)równie dobrze może być:fantasy,horror.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mr.Marvel
Game Master



Dołączył: 29 Sie 2005
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Śro 14:07, 31 Sie 2005    Temat postu:

Jak byłem w podstawówce rozśmieszałem całą klasę, ciekawę czy z wami się uda:

Młody Bruce wychodzi z rodzicami z kina.
Nagle napada ich złodziej i mówi: Dawać forsę!
Rodzice Bruce dają pieniądze bandycie.
Nagle Bandyta strzela i zabija tych dorosłych.
Bruce mówi: Dzięki alfredzie, dam ci połowę majątku z testamentu.

Pisałem śmieszniejsze żeczy, a ta powyżej to taki mały, niezgrabny żarcik, co o nim sądzicie? Chcecie kontynuacji? Wtedy będzie śmieszniej i ciekawiej bo to dopiero początek, więc jaki jest wyrok ludu?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Śro 14:11, 31 Sie 2005    Temat postu:

Mr.Marvel napisał:
Jak byłem w podstawówce rozśmieszałem całą klasę, ciekawę czy z wami się uda:

Młody Bruce wychodzi z rodzicami z kina.
Nagle napada ich złodziej i mówi: Dawać forsę!
Rodzice Bruce dają pieniądze bandycie.
Nagle Bandyta strzela i zabija tych dorosłych.
Bruce mówi: Dzięki alfredzie, dam ci połowę majątku z testamentu.

Pisałem śmieszniejsze żeczy, a ta powyżej to taki mały, niezgrabny żarcik, co o nim sądzicie? Chcecie kontynuacji? Wtedy będzie śmieszniej i ciekawiej bo to dopiero początek, więc jaki jest wyrok ludu?


W kwesti jaj Laughing to ja wam coą zaprezentuję.

p.s.Dobre pisz dalej Laughing


sezon 1.
1.
Narrator:Historia którą wam tu opowiem jest tak przerażająca ze zmraża miód w uszach.Ale zacznijmy od początku.Byl 30 czerwca,piękny słoneczny dzień,typowe Łódzkie blokowisko,pan Antoni D. znany miłośnik zbierania grzybów nie spodziewał się strasznych wypadków ,które wisiały w powietrzu.Szedł beztrosko wymachując swoim koszykiem ,znajdowały się w nim niezbyt okazale grzybki,istnieje nawet podejrzenie że Antoni D. dokonał ich zakupu w pobliskim sklepie SPOŁEM,aby nie irytować swej 40-letniej żony Danuty,kolejną nie udaną wyprawą do lasu.Nasz bohater zbliżał się ,wygimnastykowanym przez lata chodem,przez niektórych sąsiadów zwanym "sunięciem kaczki" do swojego bloku.W tym oto momencie zza rogu wyskoczył niejaki Mirosław K. pseudonim "Grucha",a to z powodu tego że miał nieprzyjemny zwyczaj robienie swym ofiarom lewatywy.
Mirosław K.:Dawaj kasę ,cieciu!!!.
Antoni D.:Mam tylko grzybki.
Mirosław K:Grzybki!!!jakie grzybki kiepie?.
Antoni D:Maślaczki,weź je tylko mnie oszczędź.
Mirosław K.Dobra kiepie daj je!.
Narrator:Antoni D. zauwazyl że z jego napastnikiem po konsumpcji dwóch grzybów dzieję się coś niedobrego.
{muzyka :Wagner -"Ride of Valkyries}
Mirosław K:AAAAALEEE ODLOT!!!!!!JESTEM BAŻANTEM!!!!!.
Narrator:Ta historia nauczyła Antoniego D.żeby uwazniej przyglądać sie produktom ze SPOŁEM

2.
Narrator: Ten sobotni popołudniowy dzień,Antoni D .spędzał wylegując się na kanapie przed telewizorem.Jego ulubioną rozrywkę przerwał tnący powietrze niczym skalpel głos jego żony Danuty.
Danuta:Mirek moja mama przyjeżdża na tydzień w odwiedziny.Masz się zachowywać na poziomie.
Narrator:Trudno opisać stan w jakim znalazl sięAntoni D.po usłyszeniu tej strasznej wiadomośći.Wyleciał z mieszkania do pobliskiego sklepu monopolowego.Tam zakupił dwie flaszki wódki "łzy sołtysa" i ubzdryngolił się nią.Pod wplywem alkoholu zaczął wyprawiać zadziwiające oraz szokujące rzeczy.
Antoni D.:Dawaj lachę!!!
Staruszka:Precz zboczeńcu
gej:A ja bardzo chętnie!!
Narrator:to zadziałało Antoni D. natychmiast wytrzeźwiał i ruszył do swojego bloku gdzie czaiła się groza.
3.
Narrator:To ten dzień -przyjeżdża teściowa.{monumentalna muzyka}.Już słychać jej kroki na schodach{odgłos ciężkich kroków},nadchodzi.Stoi przed drzwiami sapiąc{odgłos sapania}
Antoni D:AAAA!!!nie wytrzymam!
Zdenerwowany podbiegł do drzwi i gwałtownie je otworzył

Teściowa:Witaj zięciu kochany gdzie Danutka?
Antoni D.:AAAAA!!!!!!!!{muzyka :"born to be wild"}
Narrator :Mirosław podbiegł do balkonu ,szarpnął za klamkę i wyskoczył na zewnątrz.
Antoni D.{z rykiem}Jestem wolny!!!!!!!!!!!
Narrator:Błąd czwarte piętro.

4.
Narrator:Po dramatycznym skoku ze swego balkonu Antoni D. wraz z druga połową ,w tym wypadku żoną udał się do kliniki doktora Żywago.
Dr. Zywago:Czy miewa pan nocne moczenia?
Antoni D.:Zdecydowanie nie.
Dr.Zywago:A czy czasem ,mamusia w dzieciństwie nie dawała panu ,że sie tak wyrażę zupek,co do których zachodziło podejrzenie nieświeżości?
Antoni D.Absolutnie nie!
Dr.Zywago:Niech pan wybaczy ,ale może w maleńkości miał pan wysokie łóżeczko i się przeturlał?.Ze się tak wyrażę.
Antoni D.:Pan sugeruje że ja jestem wariatem
Dr.Zywago:Boże broń!ja tylko stwierdzam fakty,taki zawód.Cóż zrobić?
Antoni D.:Ja ma dla pana radę
Dr Zywago:Tak??
Antoni D:Tak.Widzi pan tą lampę stojącą na biurku
Dr.Zywago:Zdecydowanie tak
Antoni D.:Widać ze jest pięknie ,to pamiątka,jest pan do niej przywiązany
Dr.Zywago:Absolutnie nie tak!
Antoni D.:To niech ją pan sobie wsadzi w du..
Żona:To my już idziemy!!


5.
Narrator:Po nieudanej wizycie u doktora nauk psychiatrycznych Żywago,Antoni postanowił sięgnąć do ziołolecznictwa.Skontaktował więc sie z niejakim Bogusławem Trawiastym.
Antoni D.:Dzień dobry panu.
B.T:Yo,yo ziom!
Antoni D.:To pan leczy tymi korzonkami,czy czymś tam?
B.T:Ziom ,jakie korzonki?dynka ci sie przegrzała,czy co??
Antoni D.:Ze co proszę?
B.T:To czysta trawka,dobra na wszystko!
Antoni D.:I pan sądzi że to panaceum mi pomoże???
B.T.:Ziomal ,skręć se zioło i odlecisz
Narrator:Nasz bohater dość nieufnie zaciągnął się podejrzanym papierosem,acz po chwil.
B.T.:I jak ?
Antoni D.:Cudownie!
B.T.:Uuuuu odleciałeś ziom
Antoni D.:Cudownie!
B.T.:ziomal w kwestii finansów ,to ja sie sam obslużę..ok?
Narrator.Po odejsciu trawiastego,który zainkasował odpowiednie honorarium ,czyli wziął cały portfel,Antoni D. skierował się do domu.


6.

Narrator:W mieszkaniu przywitała A.D. teściowa wraz z żoną.
Danuta:Co ci jest ,byłeś u lekarza??
A.D.:Byłem i jest cudownie
Teściowa:Chyba widzę u niego zmianę
Danuta:Być może,ale czy na lepsze?
A.D.:Cudownie jest i pięknie, ziomalki wąchające kwiatki!
Danuta:Że co?
A.D.:Spoko krowa wyszła z rowa!
Teściowa:Należy zauważyć ,że twój mąż lekko bełkocze.
A.D.:To zioło-man mnie tego nauczył.
Teściowa:Z nim est naprawdę żle ,potrzebuje fachowej pomocy medycznej
A.D.:Taaaak!!!!To zapal se skręta z zioła
Narrator:A.D. wlozył do ust zaskoczonej teściowej papieros.
Danuta:Mamo !?O Boże pozieleniała na całej twarzy!
A.D.Łączy się z naturą,to bardzo dobrze
Danuta:Ty świrze otrułeś ją.Mamo!?
Teściowa:Cudownie jest ,cały świat wiruję.

7.
Narrator:W kwietniowy poranek nasz Antoni wybrał sie na spacer.Drzewa cicho szemrały ,ptaszki śpiewały na melodię piosenki ELO "THE LIGHTS GO DOWN".A psy wesoło szczały na zielone trawniki.A.D. usiadł na ławce i zaczął zajadać popcorn.Wtedy podeszła do niego gromadka dzieci ,w wieku pięciu lat.
Jasio:Siema
N:A.D.usmiechnął się.
A.D.:Co tam dzieciaczki?
Jasio:Jestem Jasio,to Martynka ,Mareczek i Norbercik.
A.D.Bardzo ładne imiona.
Norbercik:A teraz wyskakuj z kasy dupku!
A.D.:Że co??
Mareczek:Nie słysałes cieciu.dawaj kaskę
A.D.:Nie ,zjeżdżajcie szczeniaki
Jasio:Taki kozak jesteś??
A.D.No ...a nie??
Norbercik:Bez użycia siły się nie obejdzie
A.D.:Jakiej znowu siły?
Jasio:Martynka podaj bejsbola.
A.D.Ale zaraz momencik...
Narrator:Ostatnio rzeczą którą pamiętał była wielka super nova która wyrosła mu przed oczami..
Powrót do góry
Parn
Strażnik



Dołączył: 31 Sie 2005
Posty: 91
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Kalisz

PostWysłany: Śro 17:37, 31 Sie 2005    Temat postu:

ludzie ale długie opowiadanie trochę mi to zajęło ale jest cool

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
masterQ
Naczelny komiksofan



Dołączył: 29 Sie 2005
Posty: 438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Łódz

PostWysłany: Śro 17:57, 31 Sie 2005    Temat postu:

Parn napisał:
ludzie ale długie opowiadanie trochę mi to zajęło ale jest cool


Ty to napisałeś? Twisted Evil Mr. Green


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Parn
Strażnik



Dołączył: 31 Sie 2005
Posty: 91
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Kalisz

PostWysłany: Śro 18:01, 31 Sie 2005    Temat postu:

Nie rozumiem pytania masterQ. Ja nie pisałem opowiadania ale jest ono bardzo dobre mi się podoba.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
masterQ
Naczelny komiksofan



Dołączył: 29 Sie 2005
Posty: 438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Łódz

PostWysłany: Śro 18:04, 31 Sie 2005    Temat postu:

Parn napisał:
Nie rozumiem pytania masterQ. Ja nie pisałem opowiadania ale jest ono bardzo dobre mi się podoba.


Sorka,żle zrozumiałem. A tak przy okazji jest moje Embarassed


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Parn
Strażnik



Dołączył: 31 Sie 2005
Posty: 91
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Kalisz

PostWysłany: Śro 18:06, 31 Sie 2005    Temat postu:

Nie ma za co czasami tak piszę. hehehehe :p

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mr.Marvel
Game Master



Dołączył: 29 Sie 2005
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Śro 18:52, 31 Sie 2005    Temat postu: Rozdział II Zdesperowane dziecko czy DIABEŁ?

Młody Panie Wayne! Okazało się, że Thomas nie zapisywał żadnego testamentu!!!!!!!!!!!
Nagle dziecko wyjęło z płaszcza broń i postrzeliło Alfreda
Na miejuscu zbrodni siedziaŁA UKRYTA W KRZAKACH REPorterka która sfilmowała ten akt zbrodni. Bruce stanoł przed sądem i dali go potem do poprawczaka, ale było coraz gorzej, dziecko było wcieleniem diabła.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mr.Marvel dnia Czw 18:58, 15 Wrz 2005, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Parn
Strażnik



Dołączył: 31 Sie 2005
Posty: 91
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Kalisz

PostWysłany: Śro 19:37, 31 Sie 2005    Temat postu:

hehehe śmieszne ale za dużo bajek Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mr.Marvel
Game Master



Dołączył: 29 Sie 2005
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Pią 21:25, 30 Wrz 2005    Temat postu:

Theft- the superheroes

Rozdział I
Obietnica

Jestem Mat Warrock, obecnie nazywam siebię inaczej. Mniejsza z tym, historia którą opowiem jest ważnym elementem w moim życiu.
Nie wiem co dokładnie się stało tamtego dnia, było ciemno, ale pamiętam to najważniejsze i najgorsze. Ojciec z zawodu był szefem wielkiej Redakcji Dark Phoenix która konkurowała z Dark Hourse i Image. Ojciec zawsze powtarzał: ,,Sprawiedliwość czasem trudno znależć, więc samemu trzeba się nią stać``.
W redakcjii pracoweał jego najleprzy przyjaciel- Harry. Pewnego dnia, nocą, czekałem na niego przy tylnim wyjściu aż skończy robotę. Usłyszałem krzyk z niedaleka, pobiegłem w stronę gdzie ten krzyk usłyszałem. Patrzę, na ziemi ciało ojca, całe zakrwawione. Przy śmierci ojca przyrzekłem dotrzymać obietnicy, odnależć sprawiedliwość.
W ciemności widzę cień istoty, kobiety. Nie powiem na razie kto to był, ale ta osoba zabrała mnie w podróż po całym świecie abym uczył się rozmaitych stylów walki.
Po parunastu latach wruciłem do mojego rodzimego miasta- Bevery Hilss.
Bevery Hilss- to miasto skrywa tajemnice, sprawia wrażenie niewinnego, ale nocą roi się tu aż od nieuczciwości i.t.p. Ojciec zawsze powtarzał: ,,Sprawiedliwość czasem trudno znależć, więc samemu trzeba się nią stać``, zawsze to olewałem, postanowiłem lecąc jeszcze w samolocie, że sprubuje pujść za tymi słowami, ale jak? Wysiadam z samolotu.
Zastanawiam się, gdzie mieszkałem? Długo mnie tu nie było. Nie wiem czy znajdę tu jakiegoś znajomego czy rodzine i czy tu mają Japońskie żarcie? Jestem głodny!

Niedługo Rozdział II


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
masterQ
Naczelny komiksofan



Dołączył: 29 Sie 2005
Posty: 438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Łódz

PostWysłany: Pią 21:50, 30 Wrz 2005    Temat postu:

LOL dobre Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Filippek
Game Master



Dołączył: 23 Wrz 2005
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Pią 21:58, 30 Wrz 2005    Temat postu:

Odcinek 1- „Czwórka”

Johnny Storm pędzi na motorze, wyskakuje z rampy i przelatuje przez płonące koło. On sam zaczyna płonąć. Wywraca się, przestaje płonąć. Publiczność krzyczy: uuuu! Johny zdejmuje kask i ciska nim w motor, schodzi z areny. Podchodzi do niego gruby i niski facet.
-Storm, za co ci płace? – Pyta mężczyzna.
-Nic mi nie zapłaciłeś. – mówi Johnny.
-I nie zapłacę! – informuje facet. – Co to ma znaczyć? Od kilku występów nagle zaczynasz płonąć, a potem ogień znika. Co jest? Jesteś jakimś mutantem? To idź do Xaviera. –Johnny przyciska faceta do ściany.
-Nie jestem mutantem. – mówi młody Storm i wychodzi z pokoju, w którym rozmawiali.
Później. Johny Wchodzi do mieszkania. Tam czeka na niego Reed i Sue.
- Wiem po co przyszliście. – Mówi Johnny. – Nie przyłącze się do tej popapranej czwórki.
-Ale... – Zaczyna Sue.
- I wcale nie leży mi ksywa Human Torch.
-Chociaż nie Thing... – Odzywa się znajomy głos. Johnny Odwraca się na kanapie siedzi Ben Grimm.
-I kogo jeszcze zaprosiliście do mojego mieszkania?
-Do naszego... – Odzywa się głos w kuchni.
-Ron! I ty mnie zdradziłeś? – z kuchni wychodzi rudy chłopak z kanapką.
-Nie zdradziłem, pukali to otworzyłem.
-Mogę... – Zaczyna Reed. – Dziękuje. Posłuchaj Johnny....
-Wiem, mamy super moce i musimy je dobrze wykorzystać. Nowy York ma już Spider-mana, Avangersów... Po co my? – Nagle mieszkaniem lekko wstrząsa. Reed spogląda przez okno to Rhino walczy z policją, obok Nosorożca leży Spider-man.
-Po to... dalej Fantastyczna czwórko! – Krzyczy Reed.
-O Boże... – wzdycha Johnny. Cała czwórka wyskakuje z mieszkania wprost na ulicę.
Reed rozciąga swoje ciało i obwija Rhino. Jednak złoczyńca wyrywa się z jego „uścisku”, Ben uderza Rhino, ten próbuje uciec, ale Johnny robi wokół nich ogniste koło. Thing nokautuję przeciwnika, a Sue zamyka go przezroczystej „bańce”. Rhino zostaje uśpiony przez policje i zabrany do specjalnej celi. Ludzie wychodzą na ulice i biją brawo „czwórce”, budzi się Spider-man.
-Jak to było? Human Torch? – Pyta uśmiechnięty Johnny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
masterQ
Naczelny komiksofan



Dołączył: 29 Sie 2005
Posty: 438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Łódz

PostWysłany: Pią 22:33, 30 Wrz 2005    Temat postu:

A teraz ja Smile opowiadanie to wystartowało w konkurskie na avalonie,który zresztą ciągle trwa:) może wygram.

X-men
THE UNRELIABLE
1.Simple sin part 1.
Las skąpany był w nocy. Pięciu mężczyzn pojawiło się na wąskiej ścieżce .Ubrani byli w myśliwskie kurtki ,trzymali w dłoniach sztucery. Malcolm poprawił kwadratowe okulary który zsunęły mu się z nosa. Był pięćdziesięcioletnim siwym mężczyzną. Zapytał:
-Więc, panie Lutor?Złapał pan trop?
Lutor uklęknął i zaczął uważnie badać ziemie. Po oględzinach stwierdził:
-Jestem pewien że tu był ,jakieś pięć minut temu. Tom pójdziesz z Robertem wokół lewego brzegu ,ja z panem Malcolmem wzdłuż prawego. A ty Arnie zostaniesz tu jako ubezpieczenie.
Arnie kiwnął poważnie głową.
-Idziemy!-krzyknął Lutor
Ruszył wraz z Malcolmem.
-Liczysz że go otoczysz?-zapytał Malcom
-Mam taką nadzieję. Co noc przychodzi nad jezioro ,dziś też są wyraźnie ślady.
-Boję się tylko że nas zwęszy i ucieknie...
-A mnie martwi ta broń,na śmieszne usypiające strzałki.
-Zapewniam że dawka jest odpowiednia...
-Cicho-Lutor położył palec na ustach ,a głową wskazał na rozłożyste drzewo-Tam szepnął
Malcom skierował lufę broni w konary drzewa. Nagle jakiś ciemny kształt zeskoczył z drzewa. Przewrócił Lutora na ziemię i stojąc na nim wyszczerzył kły. Był to wilkołak. Jego futro był czarne z zaskakująco przecinane wąskimi pasami rzadkiej bieli.
Malcom popatrzył uważnie w oczy zwierzęcia. Mięśnie wilkołaka naprężyły się ....skoczył. Malcom jednocześnie przewrócił się na plecy i szarpnął za cyngiel. Usypiająca strzałka uderzyła potwora w paszczę. Malcolm przyturlał się i wpakował w bok jeszcze kilka strzałek. Lekko otumaniony wilkołak powoli odwrócił się w jego stronę. Malcom kolejny raz nacisnął za spust i usłyszał suchy trzask....pusty magazynek.
-Cholera!
Nerwowo sięgnął do skórzanego paska. Wilkołak zawył. W momencie gdy odbił się od ziemi ,wypalił do niego serią stojący z tyłu Lutor. Potwór zwalił się ciężko jak kłoda na ziemię.
-Jak tam leci?-Lutor uśmiechnął się blado.
-Nie narzekam.
Malcom Podszedł ostrożne do leżącego ciała i powiedział:
-Jest twardszy niż myślałem
-Oczywiście na wypadek gdyby ten pański środek usypiający nie zadziałał ,miał pan jakiś pistolet czy coś ze srebrną kulą?
-Byłem pewien że zadziała ,nic więcej nie miałem
Uśmiechnął się do Lutora.
-Dobrze się z panem pracuję.-zadecydował po dłuższej chwili Lutor
****
Uliczka była wąska ,cicha i boczna. Oparty o śmietnik siedział piętnastoletni chłopiec i z przerażeniem patrzył na swoje ręce o brązowo -gnijącym kolorze ,w dodatku pocięte były siateczką drobnych ,ale wyraźnych żył. Zbliżył twarz do kałuży ,ujrzał niebieskie oczy umiejscowione na chudej twarzy. Dotknął ją ,żyły dziwnie pulsował. Pospiesznie cofnął dłoń. Jednak nie jego wygląd był w tym najgorszy ,lecz to że nic nie pamiętał.



****

Laboratorium mieściło się w mrocznym zawalonym skrzynkami pokoju. Tajemnicze aparatura połyskiwała leciutko. Pośrodku stał stół laboratoryjny ,leżał na nim przypięty pasami młody chłopiec ,mający z dwanaście lat.
Jęknął cicho i wyszeptał:
-Gdzie ja jestem?
Sinister odwrócił wzrok od ekranu 17 calowego monitora,który przedstawiał ludzkie DNA.
-Na pewno nie można tego nazwać domem ,ale gwarantuję ci że nasz spotkanie znacząco cię zmieni.
Nacisnął przycisk na panelu. Po chwili w kłębach pary z niewielkiego otworu wynurzyła się fiolka z szarą substancją. Sinister pochwycił ją w palce.
-Ja chcę do mamy. Wypuść mnie!
-Spokojnie malutki-napełnił strzykawkę szarą mieszaniną.
-Mamo!!
Sinister wbił igłę w rękę dzieciaka.
-Teraz będziesz czymś więcej niż człowiekiem....
-Sir-Przerwał mu głos.
Sinister odwrócił się.
-Czego chcesz Stepler?
Stepler był mutantem. Jego długie czarne włosy skręcały się wokół brodatej twarzy.
-Nie znaleźliśmy chłopaka-
-Szukać -warknął Sinister-macie go przyprowadzić żywego. Czy to jasne?
-Oczywiście-Stepler skłonił się i odszedł.
Sinister spojrzał czerwonymi oczami na leżącą postać.

****
Malcom pomału ustawił małą piłeczkę. Poprawił czapkę z daszkiem i mocno zamachnął się kijem. Piłeczka pofrunęła daleko.
-Całkiem nieźle-stwierdził-jeszcze dwa dołki..
-Panie Malcom,muszę stwierdzić ze golf jako gra zbytnio mnie nie pasjonuję-
Malcom spojrzał uważnie ja stojącego obok mężczyznę. Miał z pięćdziesiąt cztery lata. Pociągłą twarz ,orli nos ,siwe nieco potargane włosy ,nasuwające skojarzenie z Einsteinem i tegoż samego koloru brodę.
-Golf to wspaniała gra-powiedział Malcom ruszają do następnego dołka.
-Być może-
-Pan jak mnie mam woli zatęchłe laboratorium?
-Tego nie powiedziałem-
-Wiem o co panu chodzi panie Norton..
-Wystarczy Edward-przerwał
-Gryzie pana ciekawość po co taki milioner jak ja,zaprasza pana na pole golfowe?Wielkiego naukowca ,lekarza
-Bez przesady,przejdźmy do meritum.
Malcom zatrzymał się i wyjął kij,zawsze sam je nosił.
-Tak. Powiem wprost Jest pan mutantem panie Norton.
Oczy Nortona uniosły się ze zdziwieniem do góry.
-A niby skąd pan czerpie tą wiedzę?
-Jeśli ma się odpowiednią ilość pieniędzy na koncie,można wynająć dobrych detektywów i takich tam różnych..
-O co panu chodzi do cholery?-
-Profesorze proszę się nie unosić-Malcom oparł się na kiju.-Mam dla pana propozycję...
-Nie interesuję mnie ona!-przerwał gwałtownie Norton-Do widzenia!
Odwrócił się na pięcie.
-Niech pan sobie wyobrazi dowodzenie grupą szybkiego reagowania złożoną z mutantów.-
Norton zatrzymał się i spojrzał uważnie na milionera.
-Czy takie coś nie nazywa się x-men?
-Grupa Xaviera została rozwiązana rok temu ,a on sam przeniósł się na Genoshe
-A reszta ,jego ludzie?
-Są w rozsypce ,a ja proponuję panu dowództwo na elitarną grupą Unreliable.-
Norton pogładził się po brodzi i spojrzał zimno w oczy Malcolma.




****
Andy Warhold powoli otworzył oczy ,miał przed nimi mgłę. Powoli wstał z łóżka. Wszystkie mięśnie go bolały a w głowie czuł tępe pukanie. Spojrzał na swoje ciało ,który zakryte było jedynie bokserkami. Powoli wstał. umysł miał skołowany. Przed chwilą miał ciąg okropnych koszmarów.
-Krew -szepnął-zawsze krew i pragnienie.
Rozejrzał się po eleganckim pokoju.
-Krew zawsze ,krew,krew!-złapał za klamkę w drzwiach ,ustąpiła pod naciskiem. Wyszedł na długi korytarz ,pokrywała go boazeria. Z przerażeniem stwierdził że nie zna tego miejsca. Poczuł strach ,pierwotny strach. Lawiną wróciły wspomnienia,ale nie człowiecze.
-Boże załkał za co-Oparł się o ścianę-Tylko krew i głód. Nie chcę!
Rzucił się przed siebie. Chciał biec , zapomnieć


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Filippek
Game Master



Dołączył: 23 Wrz 2005
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Sob 11:00, 01 Paź 2005    Temat postu:

Odcinek 2- „Kwatera”

Reed zaprasza wszystkich członków F4 to swojego mieszkania.
-Witam wszystkich. – Zaczyna Richards. – Jako grupa nie możliwe jest byśmy mieszkali oddzielnie....
-Nie przeprowadzę się do ciebie. – Mówi Johnny.
-Nie to miałem namyśli. Nie długo w centrum powstanie nie wielki blok, wykupimy go i przebudujemy na potrzeby kwatery. – Wyjaśnia Reed.
-Jeszcze tylko jedna sprawa.... pieniądze. – Mówi Ben.
-Właśnie, skąd weźmiemy pieniądze? – Pyta Sue.
-Tony Stark chętnie sponsoruje super grupy. Przykładem jest grupa Avengers.
-Kiedy ostatnio miałem sponsora nalepił na mój motor wielką nalepę i na tym się skończyło. – mówi Johnny.
-Stark to zaufany człowiek. Da nam pieniądze na całą kwaterę i załatwi odpowiednie kostiumy. Mój np. Będzie się rozciągał, a twój Johnny nie spali się jak twoje niektóre ubrania.

Pół roku później.

Wokół banku ustawiona jest policja.
- Co tu się stało komisarzu? – Pyta Thing (ubrany w strój F4).
- Zabili połowę zakładników i zamknęli się w sejfie.
- To nie możecie ich otworzyć? – Pyta Johnny.
- Nie, zmienili szyfr. – mówi komisarz.
- A gdzie trzymają zakładników? – Pyta Sue.
- Nie wiemy.
- Gdzie jest Reed. – Zastanawia się panna Storm.
- Nie będę na niego czekać. – Mówi Ben.
- Dobrze mówisz błękitnooki! – Johnny zaczyna płonąć. Trójka wchodzi do banku. Thing podchodzi do sejfu i uderza w drzwi „z bara”. Drzwi wypadły z zawiasów, ale ciągle stoją. Human Torch wypala w nich dziurę, wchodzą do środka tam leży około 10 martwych zakładników.
- Na ciocie Petunie... – Mówi Thing. Nagle słychać strzały. Wszyscy się odwracają. – Czas na łubudu! – Nagle pojawia się Reed nokautuje złodziei. – Ej, my gotowaliśmy, a ty przychodzisz i jesz!
- Spokojnie, dla wszystkich wystarczy... – Wszyscy spoglądają na górę, na schodach stoi Electro.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mr.Marvel
Game Master



Dołączył: 29 Sie 2005
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Sob 12:14, 01 Paź 2005    Temat postu:

Dobre, dobre Fillipku i Q

Rozdział II

Laboratorium w Bevery. Tam pracuje niejaki Jon Rozz. Jest świetnym naukowcem, zna się świetnie na genetyce. Zawsze pragnoł władzy. Nikomu o tym nie mówił, zwłaszcza jej, swojej żonie, miał żonę Barbare, kochał ją, była w końcu jedyną mu bliską, ale on i tak chciał mieć władzę. Ma wnerwiającego szefa, którego nienawidzi.
Właśnie wychodzi z pracy, widzi czekającą na niego żonę, potem przemawia:
-Witaj Barbaro-rzekł
-Jon, za dużo pracujesz, powinieneś zrobić przerwę, dom to miejsce wypoczynku- powiedziała ze smutkiem.
-Mam obowiązki, a ten szef tak się rządzi...-przerwała mu Barb
-Ciągle pracujesz nad tym projektem?
-Tak, i nie mów n ikomu o tym, nawet szef tego nie wie.
-To zbyt niebezpieczne, daj sobie z tym spokuj, ważne, że masz mnie!
Tymczasem Mat (główny bohater) udał się do japońskiej restauracji.
Zagadał do kelnerki:
-Da pani może menu?
-Jest obok pana- westchneła.
-Y, tak, jasne...
Wyrał sobie coś tam ( nie znam się na jap. żarciu ). Woła kelnerkę:
-Przepraszam!
Kelnerka myśli asobie: ,,Ten zgret mnie wnerwia! Już idę tłumoku!``
-Tak?-powiedziała ze złością.
-Zamawiam ****** ale za pól ceny bo to jakieś drogie.
-Pół ceny?!!!- wrzasneła- czyś ty oszalał? Nawet nie można tu obniżyć ceny o centa, za kogo pan się uważa?
- Uważam się za Mata Warrocka.
Kelnerka buchneła dziwnym spojrzeniem potem przerywanym głosem powiedziała:
-To... ...niemoż... liwe!!! Mat to ty? Pamiętam cię z podstawółwki.
-Zaczrekaj ty jesteś... yyyyy, jak ci tam, ... Selina!
-Tak to ja. Selina objeła Mata wielkim uściskiem.
-Teraz gadaj głupcze, gdzie ty byłeś? Wszyscy myśleli, że nie żyjesz.
-Tak w ogóle to ja mam jakiś dom?
-Kończę zaraz zmianę, jest jedynie dom twojej siostry, zaraz tam cię podwiozę.

Koniec części II, niedługo III


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
masterQ
Naczelny komiksofan



Dołączył: 29 Sie 2005
Posty: 438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Łódz

PostWysłany: Sob 12:18, 01 Paź 2005    Temat postu:

ciąg dalszy ....



Nagle z bocznych drzwi wyszła dziewczyna w czerwonej sukience,z burzą brązowych włosów na głowie. Rozpędzony Andy nie wyhamował,był pewien że wpadnie na nią,ale stała się rzecz dziwna. Po prostu przez nią przeniknął. dziewczyna wyszła z chwilowego osłupienia i krzycząc żeby się zatrzymał pobiegła za nim.
Ciąg dalszy nastąpi....


2.Simple sin part 2.

Warhold zbiegł po szerokich schodach i znalazł się w dużym holu.
-Andy!-w jego kierunku zmierzała brązowo włosa dziewczyna-nie bój się,nic ci nie grozi.
-Co to za miejsce?
-To instytut dla mutantów,takich jak my.
-Nie jestem mutantem,ale wilkołakiem-w jego oczach pojawiły się łzy.
-Wilkołactwo to jedna z najstarszych form mutacyjnych-odezwał się głos z tyłu-znane było już w średniowieczu. Oczywiście przeszło znaczące zmiany,nie jest na przykład uzależnione od księżyca.
Zdziwiony Andy spojrzał na Malcolma.
-Kim pan jest?
-Nazywam się Malcom Forest ,a to jest profesor Edward Norton-wskazał na stojąca obok postać.
-Bardziej znany jako Hawk-wtrąciła dziewczyna
Norton skrzywił się boleśnie i odparował:
-A ta dość młoda osóbka to Katherine Pryde szerzej znana jako Shadowcat.
-Udało mi się opracować formułę lekarstwa która powstrzymuję twoją mutację-powiedział Malcom-znacząco pomógł mi profesor Norton.
-Powoduję ona że możesz kontrolować swoje moce-dokończył Hawk-kiedy tylko zechcesz zmieniasz się w wilka.
-Ja nie chcę-wściekle rzucił Andy-Nie chcę sprawiać zagrożenia!
-Spokojnie ,będąc w swoim drugim wcieleniu jesteś w pełni świadom-uspokoił go Malcom-Wszystko kontrolujesz,musisz tylko co dzień brać zastrzyki.
-I nauczyć się korzystać z tych umiejętności-uśmiechnęła się do niego Pryde-ale wszyscy przez to przechodziliśmy
Andy popatrzył po nich twarzach.
-Nie wiem co powiedzieć.
-Po prostu witaj w Unreliable-Malcom wyciągnął do niego rękę.
Andy uścisnąć ją niepewnie.

****

Zbliżała się noc,na niebie powoli pojawiały się gwiazdy. Chłopiec leżał skulony pod śmietnikiem i płakał cicho. W całym ciele czuł niewyobrażalny ból. Nad nim wyrósł cień mężczyzny.
-Co ci jest chłopcze?
Leżący skulił się jeszcze bardziej.
-Hej Ed!co tam robisz?-krzyknął ktoś z wylotu uliczki
-Ktoś tu jest,jakiś chłopak,chyba jest chory-mężczyzna sięgnął ręką do Mela.
****
-Co z nim?-zapytała Kity Nortona,gdy ten wszedł do okazałego salonu
-Musi odpoczywać,ciągle jest w szoku. Ostatnie miesiące przebywał w ciele wilkołaka.
-Hej!ludzie patrzcie.
Norton z pogardą przeniósł wzrok na telewizor a później na Robina ,który siedział na sofie i wgapiał się w ekran .robił to odkąd do rezydencji przybył Edward. Nie wyobrażał go sobie w innym niż przy telewizorze miejscu.
-Tak ta reklama jest fascynująca-stwierdził Norton. Jego głos wprost ociekał sarkazmem. Był to jego znak rozpoznawczy.
-Amator!-Robin machnął ręką-Jestem specem jeśli chodzi o sklepy wysyłkowe.
Był wysokim,brunetem o szczeciniastym zaroście a na karku miał dwadzieścia cztery lata.
-Wierze ci-Norton pochwycił pilota-pozwól ze zmienię kanał na informację..
-Co!-Robin poderwał się z kanapy-powaliło cię dziadku.
-Zamknij się!-Norton podniósł głos-to bardzo interesujące.
Z odbiornika wydobywał się głos spikerki na tle centrum miasta:
-Jeden mężczyzna jest ciężko rany. lekarze orzekli poparzenie trzeciego stopnia. Sprawca tajemnicy mutant znajduję się na dachu wieżowca firmy Wordl,budynek jest otoczony przez policję. Kierujący akcją Tom Wayne twierdzi że:Nieznane są dokładnie moce jakimi dysponuję mutant,w drodze jest policyjny psycholog, ale nie wykluczamy użycia sił.
-Super!-wykrzyknął Robin-czyżby pierwsza akcja?
-Idziemy po Malcolma-wyszeptał Norton.

****
Sinister siedział przy mikroskopie.
-Bardzo interesujące-
-Znalazłem go-usłyszał w głowie telepatyczny głos Steplera.-Nie powinno być problemów z jego złapaniem.
****


-No i co niezłe?-zapytał Malcom lekko śmiejąc .
-Świetne szefie!-Robin uważnie przeglądał się w zajmującym całą ścianę lustrze. Jego strój był cały zielony,długie rękawice i buty były nieco ciemniejsze. Na głowię miał przepaskę z otworami na oczy.
-Wyglądasz świetnie Green Robinie-Kitty związała włosy w kok.
-Czyżby twoją drugorzędną mutacją, było dobieranie beznadziejnych pseudonimów?-zapytał Norton.
-Podoba mi się-Robin napiął muskularną rękę.-Pasuję do prawdziwego herosa. A tobie pasuję ta żółcizna.
Kitty zerknęła na żółte rękawy,reszta jej stroju była czarnego koloru.
-Nazwij się Miss Lemon-mruknął Norton-Czy ja tez muszę zakładać ten durny strój?
-Ależ nie,ty nie z nimi nie lecisz.
-Słucham Malcom!?miałem nimi dowodzić.
-Jesteś potrzebny przy Andym,tylko ty znasz się na tej kuracji i na skutkach ubocznych. Poza tym Kitty brała udział w całej masie podobnych akcjach,a Green Robin-Malcom uśmiechnął się znacząco-Większość swojego życia spędził jako kaskader szkoląc swoje umiejętności.
-Krótko mówią,zostajesz dziadku.-triumfował Robin-Dobra czas spadać,nie będą czekać na nas wiecznie.
****
Czarny wąski samolot o płaskich skrzydłach, mknął nad wieżowcami Nowego Jorku.
-Zbliżamy się-zakomunikowała Kitty,siedząca na jednym z dwóch foteli pilotów
-Trzeba przyznać że ta maszynka ma nieźle przyspieszenie-Robin z niejakim podziwem przyglądał się pulpitowi sterowniczemu.
-BlachShoot osiąga czterokrotne przyspieszenie dźwięku-odparła Kitty.-Wolę nie wiedzieć ile to cacko kosztowało Malcolma.
-Jak się jest multimiliarderem,takie rzeczy traktujesz jak zabawki-
-Mam cichą nadzieję ,ze nas nie traktuję tak samo-
-Twierdzi,że robi to żeby spłacić jakiś dług z przeszłość-Robin wstał z fotela.-Ważne że coś się dzieję,występy w hollywood zaczęły mnie nudzić.
BlachShoot zawisł na wieżowcem. Na dach opuścił się trap po którym zeszli członkowie Unreliable. Widok jaki ujrzeli przeszedł ich oczekiwania. Pośrodku stał chłopak jego brązowa skóra płonęła rozbuchanym ogniem. Shadowcat ze zdziwieniem poczuła że cały dach lekko drży. W górze
zawisł policyjny helikopter.
-Chcemy porozmawiać!-mówił policjant przez megafon.-Na pokładzie mamy psychologa!
Chłopak spojrzał przerażony na helikopter i wyciągnął rękę. Oba silniki eksplodowały w tym samym momencie,rozrywając maszynę na strzępy.
-Nigdy nie wierzyłem w tych całych psychologów-skwitował scenę Robin.
-Boże-szepnęła Kitty.-Co robimy?
-Spokojnie mała-odparł Robin.-Jak się było kaskaderem w filmach z Brucem Willisem,nie takie rzeczy się robiło.
Chłopak odwrócił się do nich.
-Siemka pochodnia-rzucił Robin.-Na twoim miejscu bym się uspokoił,bo zaraz wpadnie tu setka gliniarzy.
-To nie jest zabawne-syknęła Kitty-musimy...
Urwała nagle. Oboje poczuli dziwną pustkę w głowie i niemożność poruszenia się. Oczy chłopca rozszerzyły się ze strachu na widok osoby która pojawiła się na dachu.
-Pamiętam cię-
-Nie wątpię,jestem Spelter.-wyciągnął rękę.-A teraz spij!-Ciał opadło bezwładnie,ogień przygasł,by za moment całkowicie zgasnąć.
-Proszę,proszę mamy od razu idealny środek ucieczki.
Ciąg dalszy nastąpi...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mr.Marvel
Game Master



Dołączył: 29 Sie 2005
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Sob 12:36, 01 Paź 2005    Temat postu:

Rozdział II

Selina i Mat jadą właśnie samochodem.
-Gdy zniknołeś, znaleziono ciało twego ojca, a Dark Phoenix, ech, upadł.
-Ojciec był nikim, śmieciem, ciągle gadał o sprawiedliwości a on...
-Zamknij się, jak można tak mówić o ojcu? Twój ojciec był dobrym człowiekiem.
Powinieneś też pomyśleć zanim coś powiesz.
Tymczasem nocą, w Laboratorium V.I.S Jason siedzi do nocy, pracuje już od 3 lat nad tajnym projektem polegającym na ,,uleprzeniu czowieka``.
Jason zawszse gadał do siebie. Pracuje od trzech lat nad swym tajnym projektem.
-W końcu mam klucze do laboratorium to mogę kontynuować swe dzieło.
Powrućmy na razie do Seliny i Mata.
-Jesteśmy już na miejscu- powiedziała- tutaj mieszka ktoś bardzo ci bliski.
-Myślisz, że mnie ten ,,ktoś`` pozna? Kto to w ogól.e jest?!!!
-Tutaj mieszka twoja matka, Mathew.
c.d.n.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Filippek
Game Master



Dołączył: 23 Wrz 2005
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Sob 16:13, 01 Paź 2005    Temat postu:

Odcinek 3- „Wizje”
Electro strzela prądem w Reeda, ten upada na ziemie. Ma wizje. Leci kapsułą ratunkową, z zepsutych urządzeń sterowniczych bucha dym, prąd obiega całą kapsułę. Richards uderza rękami w ściany kapsuły, jego ręce wydłużają się na 2 metry, niszcząc kapsułę. Reed wpada w środek dżungli. Całe jego ciało wydłuża się, przypomina spuszczony balon. Teraz jego wizja się urywa. Elektro strzela w Human Torcha, ten pada na worek z pieniędzmi. Zamyka oczy, teraz on ma wizje. Leci kapsułą, która płonie. Lecąc wygląda jak meteoryt, wpada do dżungli. Wyskakuje z kapsuły. Cały płonie w biega do jeziora. Tam na skale stoi Ben. „Czym się stałem!”- krzyczy. Jego wizja się urywa. Sue biegnie do Electro, ten skacze ze schodów prosto na nią. Ta odlatuje na jakiś metr. W czasie krótkiego lotu ma wizje. Wyskakuje z płonącej kapsuły ratunkowej, do ziemi pozostało jakieś 12 metrów. Leci bez szans na przeżycie, ale ląduje. Żyje, spostrzega wokół siebie prawie przezroczystą „bańkę”. Jej wizja kończy się. Thing idzie prosta na Electro. Ten strzela w niego prądem, ale na jego „kamienne ciało” to nie działa. Ben uderza Electro. Do banku wchodzi policja i zabiera Electro.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Uniwersum Marvela Strona Główna -> Off-Topic Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin